Nie jestem zwolennikiem poprawiania sobie nastroju za pomocą jedzenia. Czasami jednak przychodzą takie chwile, że potrzebna jest pomoc z zewnątrz.
Wtedy najlepiej porozmawiać z przyjacielem, a przy rozmowie... przegryzać coś słodkiego ;)
Przyznam, że bardzo lubię słodycze i bardzo długo byłem od nich absolutnie uzależniony. Dlatego szukając przepisów na desery zawsze zwracają moją uwagę takie, w których nie trzeba dosypywać cukru, nawet trzcinowego.
Ten przepis taki właśnie jest. Same naturalne składniki, a do tego na prawdę zniewalający smak. Polecam!
6 dag masła
50 dag suszonych, pokrojonych daktyli bez pestek
szczypta gałki muszkatałowej
9 dag posiekanych migdałów
9 dag posiekanych orzechów pistacjowych
9 dag posiekanych orzechów nerkowca
Daktyle sparzamy 2-3 krotnie wrzątkiem. Jeżeli zostały kupione w hipermarkecie, to pewnie są bardzo suche. Warto je wtedy pozostawić na 3-4 minuty we wrzatku, będą potem delikatniejsze.
Rozpuszczamy masło w rondelku, dodajemy pokrojone daktyle i gotujemy na małaym ogniu aż zmiękną.Dodajemy gałkę muszkatałową oraz posiekane orzechy i migdały.
Mieszamy dokładnie aż orzechy połączą się z masą daktylową.
Zdejmujemy z ognia i czekamy aż wszystko trochę przestygnie.
Przekładamy masę na wysmarowaną olejem deskę do krojenia.
Wysmarowanymi olejem dłońmi wyrabiamy 3 wałki.
Wkładamy deskę do lodówki na 24 godziny.
Po wyjęciu kroimy na krążki o grubości 5 mm.
Słodycze przechowujemy w zamkniętym pojemniku.
Przepis z książki Nakarmić duszę